Etykiety

poniedziałek, 27 lutego 2012

Jak się "pości" po hiszpańsku

Można powiedzieć, że dzisiejszy dzień upłynął na jedzeniu i dobrej zabawie :)

Korzystając z zaproszenia i gościnności naszych koleżanek, poznanych na Internationalnym Dinerze, udałyśmy się na wspólny obiad. Bynajmniej nie był on z McSyfa ani tym podobnych restauracji. Ponieważ dziewczyny pochodzą z Turcji, przygotowały tradycyjne dania tego kraju.


 
Tarhana

Dziewczyny z zaciekawieniem "paczom"
na kolejne danie serwowane przez Turczynki :)
  


Prawie wszyscy. Tylko Zeynep brakuje :)



Po sytym obiedzie chciałyśmy zobaczyć jak Hiszpanie, a konkretnie Alcoyanie obchodzą post. Bez wątpienia nie przypomina on tego w naszym kraju. Ludzie przebierają się w przeróżne stroje, nieszczędząc przy tym swojej wyobraźni w ogóle, i  wychodzą na ulice by uczestniczyć w hucznej paradzie. Ani wiek ani status społeczny nie przeszkadza we wzięciu w niej udziału, przebierają się wszyscy, którzy chcą. Spośród tłumu udało nam się nawet "wypaczeć" jednego z naszych profesorów, Josepa, dość kolorowo udekorowanego i grającego na bębnach.


Oto namiastka hiszpańskiego postu:


Pan Smok i Pan Kosmita - za nimi szło więcej Alienów,
 ale się w kadrze nie zmieściły :)

Obeliks

Bajka Marty dzieciństwa :P

Spiderman :)


Smok, co prawda daleko mu do wawelskiego, ale zawsze coś :P

Belly Dance :)


Zabłąkana zakonnica :P

A tu coś w wersji dynamicznej :)


 





Post sponsoruje zakończenie sezonu grzewczego na Peru - paluchy wczoraj weszły w proces zamarzania, dlatego też stworzony wczoraj post dopiero dziś ujrzał światło dzienne :P





wtorek, 21 lutego 2012

4 tygodnie w Hiszpanii


Od naszego przyjazdu upłynął już prawie miesiąc. Zdążyłyśmy się już co nieco oswoić z hiszpańskojęzyczną rzeczywistością, kolorowymi ubrankami piesków, bezinteresowną uprzejmością ludzi tutaj mieszkających oraz jedzeniem sałatek owocowych na bazie świeżych truskawek w trakcie srogich mrozów w Polsce ;)

Świeży ananas, truskawki i kiwi, ktoś chętny :) ?

Oldze i Marcie udało się również popraktykować umiejętności stolarskie, których jeszcze wcześniej żadna z nich nie miała...
A wszystko rozpoczęło się od niemiłej pobudki Olgi w ostatnią, niedzielę, boguwinne dziewcze, przemieściło się szybko i boleśnie wraz z kawałkiem łóżka na podłogę - nasza kuchenna kanapa ot bez żadnych uprzedzeń, zawaliła się z Olgą na pokładzie w środku nocy... Tak więc, od południa zaczęło się naprawienie... Dziewczyny pracowały w pocie czoła, by kanapie przywrócić dawną świetność, a Anna (jak na dobrego fotografa przystało), nie poddała się tragizmowi sytuacji przechodzącemu w morderczy śmiech i dzielnie dokumentowała postępy dziewczyn :)

Godzina 14:coś...
Olga jeszcze w pieleszach,
dopiero co wyrwana z objęć Morfeusza,
Marta dzielnie walczy z rozwaloną kanapą.

Mina Marty mówi sama za siebie
- nie ma nic bardziej dodającego energii w niedzielny poranek
niż ułożenie deseczek od kanapy w takiej sekwencji
by przy zakładaniu ramy od łóżka nie wypadły wszystkie równocześnie.

A jednak!
Nie tylko układanie deseczek, również przybijanie gwoździ
tłuczkiem do mięsa będzie niezapomnianym wspomnieniem tamtego poranka.
Po paru wywinięciach "młotkiem" (którego funkcję spełniał wyżej wymieniony tłuczek do mięsa), który przy wbijaniu gwoździa ruszał się niczym Chuck Norris, dziewczęta ogarnęły sytuację i wszystko wróciło do normy.... No prawie wszystko... od "tej" niedzieli Olga nie sypia już w kuchni na kanapie no i nikt nie odważył się na niej siąść...

Poza pełną niespodzianek niedzielą, miałyśmy też ciekawą sobotę.
Wszyscy Erasmusi z Alcoy wybrali się na wycieczkę, w okoliczne góry. Pogoda dopisała, było 16 stopni :)
Obyło się bez niemiłych niespodzianek ;)
Widoczki były bardzo ładne, a góry a raczej "górki" nad wymiar łagodne :)
Po drodze ciekawe kaktusiki i palemki.

Skupisko opuncji.

Kaktusiki w sąsiedztwie palm.






Po drodze minęliśmy "górski, studencki punkt grillowy" do którego obiecaliśmy kiedyś wrócić :)

Widok na Alcoy

Uczestnicy wycieczki :)

sobota, 11 lutego 2012

Vendingowy świat Hiszpanii

Dzisiejszy post dedykujemy wszelkim maszynom vendingowym w Hiszpanii, które jak zauważyłysmy potrafią być bardzo zróżnicowane w porównaniu z polskimi automatami.

Druga część to super dodatek, który przeprowadzi Was przez to, co może Was zaskoczyć w Hiszpanii - proste przykłady z życia ;)

Automaty dobre na wszystko

Pierwszą oryginalną maszyną, którą spotkałysmy już w pierwszym tygodniu życia w Alcoy, był automat z bukietami kwiatów, w tutejszym centrum handlowym Almazora.



Xpress Flores
 - czyli wrzuć monetę i wybierz interesujący
cię bukiet, najtańsze cudo z automatu "tylko" 10 euro.




 
Kolejnym z orginalnych udogodnień życia w Hiszpanii są automaty.... w kościołach ;D
Dokładnie, w kościele, za wrzuconą monetę można kupić... świeczki :)

Automat na świeczki w kościele
- praktyczność przede wszystkim

Jako że automaty spełniają bardzo ważną rolę w życiu Hiszpanów, te na słodycze czy napoje potrafią lokować nawet na ulicy...

W automatach, oprócz popularnej puszki coli czy batonika można kupić nawet gumy do żucia, kanapki oraz kawę wszelkiego rodzaju i pochodzenia, nawet bezkofeinową :) A kupić je można w dwóch językach.

Pełny wybór kaw w dwóch językach
 - po hiszpańsku i walencyjsku.

Warzywny dżem

Obok wachlarzu dżemów truskawkowego, brzoskwiniowego, naszego "ulubionego" pomarańczowego czy malinowego, swoje miejsce na półce zajmuje również DŻEM POMIDOROWY :D Jednak nie odważyłyśmy się go kupić ;)

Mermelada de tomate czyli dżem pomidorowy
- jakiś ochotnik do degustacji ;) ?


Solone masło i słodzony jogurt naturalny

Jako że ciężko posolić sobie kanapkę no i z racji że jogurt naturalny jest z natury za mało słodki, Hiszpanie wyszli naprzód tym problemom. Oprócz oryginalności w postaci dżemu z pomidorów, można kupić solone masło oraz słodzony jogurt naturalny... No i nie powiem, zrobienie sosu czosnkowego ze słodkiego jogurtu było nie lada wyzwaniem jeśli chodzi o dobór przypraw :P

Śródziemnomorskie napoje obiadowe

Oczywiście zaliczamy to do rzeczy pozytywnych, które nam się tutaj spodobały. Picie wina czy innego alkoholu do obiadu, jest tu jak najbardziej wskazane, to może dlatego jedząc na stołówce studenckiej, za colę do obiadu zapłacimy więcej niż za wino albo piwo, które jest wliczone w cenę. Oczywiście po takim obiadku wszyscy idą na zajęcia :-) Jest wesoło :)

Uczelniane źródełka

Kolejna, pozytywna innowacja, która w gorące dni przydałaby się na każdej, nawet polskiej uczelni (w szczególności na leczenie kaca po studenckich czwartkach) to kraniki z pitną wodą :)
Ugasi pragnienie każdego spragnionego studenta.


Parkowanie po hiszpańsku

Oprócz wyżej wymienionych rzeczy nie możemy pominąć naszego zachwytu co do umiejętności motoryzacyjnych naszych drogich Hiszpanów (albo raczej patrząc na pogniecone zderzaki - ich braku).
Perfekcyjnie mieszczą się w każde wolne miejsce i wykorzystują niemal każdy centymetr możliwy do zaparkowania. Tylko gorzej z efektami w postaci porysowanej karoserii czy "zmienionego kształtem" zderzaka. Ale to jest już mniej ważne ;) Z trwogą w oczach patrzyłyśmy na kogoś kto próbując odjechać delikatnie uderzał raz po raz w tył jednego i przód drugiego auta żeby móc wyjechać z tak "ciasno" zaparkowanego miejsca...

Właśnie TAAAK się parkuje w Hiszpanii :D

Pasy również nie mają znaczenia, jeśli chodzi o parkowanie jakichkolwiek innych pojazdów co widać na poniższym zdjęciu.


Dogomoda

Niestety nie mamy tutaj potwierdzenia w postaci zdjęcia, ale chyba nie widziałyśmy jeszcze w Alcoy zwierzaka na smyczy bez ubranka... są urzekające! Różowe kamizelki z futerkiem, sweterki, bluzy i inne... oczywiście wszystkie obowiązkowo z kapturkiem ;)
Hiszpanie dbają o ubrania swoich piesków nierzadko bardziej niż o swoje własne ;)


Jednak, oprócz tych wszystkich różnic (jak zauważyła już wcześniej nasza koleżanka Kasia) życie studenta w Hiszpanii nie różni się zbyt wiele od życia studenta w Polsce. Też jemy pasztet, tyle, że z łososia lub tuńczyka :)

Internacionalny obiad

Ostatnie dni upłynęły pod wpływem przygotowań do "International Dinner". Przygotowania były tak intensywne, że zaskutkowały nieoczekiwanym skończeniem się gazu w butli, co znowu było całkowicie nowym doznaniem (wcale nie przyjemnym) dla Marty. Do tej pory nie sądziła, że mycie włosów (masakrycznie lodowatą) wodą może boleć. Z tego też powodu Marta została okrzyknięta "hero of the day".
Wracając do przygotowań, w naszej małej gastronomicznej manufakturze zaczął się wyrób krokietów pod kierownictwem najlepszych i najzdolniejszych kucharek z Peru 77 na 4 piso, drzwi po prawej.


Przygotowania zaczęły się ok. godziny 12.00, dzień: środa, kiedy to Anna rozpoczęła oporządzanie farszu. Godzina 15.00, dołączają Olga i Marta. Produkcja krokietów wrze, z przerwami, aż do godziny 2.00 rano.




International dinner

Rozpoczęcie imprezy planowane było na godzinę 22 w czwartek. Wykończone nocną produkcją polskich specjałów i zajęciami do godz. 21, znalazłyśmy jeszcze trochę siły by napić się czekoladówki a potem pójść na imprezę, by skosztować dań i napojów innych krajów.

W drodze na "Internationalny Dinner"
International Dinner


Podsumowanie wieczoru

  • Olga zakończyła wieczór najowocniej, bo z zacieszem w oczach i wizytówką Pana Profesora od Mechaniki w ręku.
  • Marta, tym razem bez orgazmu w oczach - nie było tam laptopów - ale poszerzyła swoje znajomości o kilka Turczynek i paru "tancerzy" z lekcji Bailes.
  • Anna zakończyła wieczór bogatsza o znajomość nowych zagranicznych potraw i trunków (na zdj widać tylko brzoskwinię z sosem tuńczykowym, pizzę i sangrię).
Razem:  Pozytywnyy wieczór :)

niedziela, 5 lutego 2012

Zima w "tropikach"

Dziś poznałyśmy powód obniżającej się z dnia na dzień temperatury. Tak właściwie to go ujrzałyśmy bo właśnie śnieg zasypuje naszą pobliską palemkę.





Ania próbowała złapać śnieg by ulepić pięknego bałwana ale niestety zbyt szybko się roztapiał w dłoniach, co jak widać w jej oczach wywołało rozczarowanie  :)




Marta z Olgą natomiast cieszyły się z niepadającego śniegu na mieszkaniu tańcząc przy piosence "Marysia" w wykonaniu RH+ w celu rozgrzania :)



To ta słynna piosenka (zwłaszcza wczorajszej później nocy i dzisiejszego popołudnia):


Trzymajcie się ciepło! :)

sobota, 4 lutego 2012

Co ja marznę w Hiszpanii !

Dla tych niewierzących, którzy zazdroszczą "ciepłego hiszpańskiego klimatu" przedstawiamy nasz punkt widzenia tutejszej zimy, która wcale nie jest taka ciepła.


Przemierzając drogę na uczelnię postanowiłyśmy uwiecznić śnieg,
 który spadł w tutejszych górach, stanowiący drugie tło zdjęcia :)
P.S. pacz! białe auto w tle!

Choć jest tu temperatura "na plusie" nie zmienia to faktu, że podmuchy zimnego wiatru powodują dreszcze na naszych ciałach, pokrytych tylko kurteczkami wiosenno-jesiennymi, bo kto by się w Hiszpanii zimy spodziewał :P

W dzień oczywiście jest cieplej niż w Pl (zwłaszcza w słońcu), ale w nocy już nie jest tak kolorowo...


Jak widać w dzień dajemy rade :)
Rozmowa Olgi z grzejnikiem:
-"a nie da się cieplej?"

Kolejnym punktem programu owego postu będą kroki, jakie należy poczynić, by w nocy nie budzić się z powodu zimna 4 razy, a tylko 2. Najgorzej jest jak zajdzie potrzeba iść do toalety i całą procedurę należy powtarzać od nowa...

Niestety nie znamy jeszcze sposobu na uniknięcie pobudki w nocy z powodu przeszywających zimnych dreszczy, ale jak go znajdziemy to na pewno go opatentujemy :)


Przedstawiamy jak ubrać się aby przeżyć noc w Hiszpanii na przykładzie Any :)

1. Zakładamy długi i ciepły sweter (najlepiej zakrywający biodra).


Nasza modelka Ania przedstawi krok po kroku
jak należy się ubrać by przeżyć noc w Hiszpanii :)

2. Sweter "wpuszczamy" do spodni i przykrywamy bluzą, najlepiej z kapturem.
3. Następnie zakładamy grube skarpety (na jedna i druga stopę).
4. Jeśli ktoś ma śpiwór to wchodzimy do środka (jak ktoś nie ma - jak Marta i Olga - to kicha).
5. Umiejscawiamy się wygodnie na łóżku i przykrywamy odpowiednią ilością koców (Ania ma 4, Marta ma 4 + poszewka na pościel, a Olga 3, bo jest hardcorem).
6. Ewentualne poprawki, jak na przykład zaciągnięcie śpiwora :)



Akcja "zakop się do spania" zakończona sukcesem!


Jako że jesteśmy patriotkami, w walce z zimnem uciekamy się również do tradycyjnych polskich sposobów, czyli:




Jeśli nadal ktoś z Was uważa ze jest mu zimno to powiedzcie:
- czy śpicie w nocy w TAKIEJ piżamie?
albo
- czy jesteście zmuszeni grzać się TAK jak my aby przeżyć noc? :P

czwartek, 2 lutego 2012

Wizyta duszpasterska + 2 chórzystki prosto z Italii


Wydawać by się mogło, że nie ma nic nadzwyczajnego w wizycie właścicielki wynajmującej mieszkanie studentom, ale akurat ta wizyta (przypominająca w późniejszej fazie wizytę księdza po kolędzie) zasłużyła na ujrzenie światła dziennego i publikację w postaci posta.

Otóż, zaczęło się od niespodziewanego telefonu starszej pani, która oznajmiła, że jeszcze dziś zawita "u bram naszego królestwa" w celu prezentacji ostatniego wolnego pokoju Włoszce poszukującej miejsca dla siebie.

Dodam, że do tej pory żyłyśmy w błogiej nieświadomości niespodziewając się nikogo innego prócz nas 3 w naszym "apartamencie", więc wiadomość, że ktoś dołączy jako kolejny, czwarty współlokator, wywołała u nas dość duże zdziwienie i zdenerwowanie zarazem. Jak w drzwiach ujrzałyśmy 2 Włoszki + 1 Hiszpana to nasze zaskoczenie sięgnęło zenitu...

Tak wyglądałyśmy po otwarciu drzwi ...
(zdj z www.scorpio70.blox.pl/2010/10/Jej-zdziwienie.html)


A tak wyglądała każda z nas po przekroczeniu progu "apartamentu" przez nieproszonych gości....
(zdj z  www.cheezburger.com)



Całe szczęście, że się "gościom" nie spodobała odległość mieszkania od uczelni, czyli ok 20 - 25 min drogi piechotą i 2 Włoszki nie zdecydowały się dołączyć do naszego cudnego, uroczego i przytulnego "apartamentu".

Pani nie była tak zachwycona takim obrotem sprawy jak my, ale aby to sobie wynagrodzić i po znalezieniu wspólnego tematu (znaczy naszej obecności na mszy św. w tutejszym kościele) pozwoliła sobie na małą "pogawędkę" z nami na tematy religijne... Z racji, że tłumaczenie Biblii hiszpańskiej na polski przychodzi nam niezmiernie trudno, doszło do tego, że musiałyśmy skonsultować zawartość Biblii z wujkiem "google"...
Chyba, że może Wy, Drodzy Czytelnicy wiecie co się znajduje w konkretnych Jej fragmentach ??? :) Bo starsza pani Carmen zna Je doskonale.

Ponadto, po usłyszeniu, że nie wziełyśmy Biblii ze sobą z Pl i że u nas zwyczajem nie jest czytanie jej fragmentów codziennie, zmartwienie pomieszane z zaskoczeniem zamalowało się na jej twarzy. Nie pomogło nawet podzielenie się przez Olgę swym różańcem z Jerozolimy. Biblia w Hiszpanii zajmuje pierwsze miejsce.

Takie pozycje "Biblijne" możemy zastać w księgozbiorze naszego "apartamentu" - Starsza Pani dba o nasze "wychowanie religijne" na obczyźnie. Każda nauka języka jest dobra.


P.S. Przepraszamy za błędy.Tymczasem nie "Czarodziejki z  księżyca" a 1,5l Sangrii jest sponsorem postu.