Etykiety

wtorek, 13 marca 2012

Dziewczyny w Wielkim Mieście vol.1



Korzystając z wolnej chwili, udałyśmy się na całodniową wizytę do Walencji. Jak już wiadomo, nasze podróże to wyzwania. Co prawda, już nie takie jak kiedyś próba załadowania 28 kg bagażu przy ograniczeniu do 20, ale zawsze jakieś.

Tym razem borykałyśmy się m.in. z ignorancją pana sprzedającego bilety w kasie przeplataną długim czekaniem; z całą wycieczką krzyczących dzieciaków jadących tym samym pociągiem co my, na dodatek przesiadający się w tym samym miejscu co my - Xativii, by dotrzeć z nami do Walencji; a już na miejscu miałyśmy problem z orientacją i biegałyśmy z jednego peronu metra na drugi w celu znalezienia tego, który jedzie w kierunku Marítim Serrería.

Ale tak naprawdę wszystko to nie było aż takie straszne... Bo wyzwaniem tego dnia okazała się konieczność zwleczenia się z łóżka w nocy, czyli o 7.



WALENCJA
Po dotarciu na miejsce oczywistym było, że musimy coś zjeść. Padło na churros, hiszpański wypiek z ciasta parzonego, smażony na głębokim oleju.

Tutaj przedstawione są dwie wersje churros: tradycyjna i z czekoladą


Trochę posilone udałyśmy na poznanie uroków miasta, zaczynając od Tourist Info :)

Ana zgłębiająca kolejne atrakcje z ulotki :)

A tu Marta, darząca wszystkie palmy gorącym uczuciem,
wspinająca się na każdą możliwą palemkę w Walencji



Oprócz tego magicznego miejsca zapoznałyśmy się bliżej, kolejno:


  • najogólniej mówiąc, z centrum miasta 



  • w międzyczasie z lokalnym punktem gastronomicznym
Po zwiedzaniu nadszedł czas na posiłek. Korzystając z naszej obecnej lokalizacji udałyśmy się do restauracji położonej gdzieś w centrum, gdzie na wejściu spotkało nas lekkie zaskoczenie, gdy kelner wziął nas za Francuzki :P . Pomijając fakt, że 2 osoby owej narodowości, siedzące przez chwile obok nas, spędziły w tej restauracji większość dnia delektując się jednym daniem. My nie szczędziłyśmy swych żołądków i zjadłyśmy dwa dania+pyszny deser niemalże błyskawicznie.

Ana i Paella.
Ta druga pochodzi
 z Walencji i bazuje głównie na ryżu z
dodatkiem szafranu i innych, tj. owocach morza lub mięsa

Po obfitym posiłku udałyśmy się znowu na zwiedzanie. Po drodze jedna z nas postanowiła skorzystać z wagi w pobliskiej aptece, gdzie spotkał ją głęboki zawód w postaci kilkukilogramowej nadwyżki. Nie trzeba mówić, że deser już nie smakował tak jak przed wejściem na wagę.



  • a następnie z plażą Playa de las arenas przy M. Śródziemnym, która przypadła nam bardzo do gustu, nie tylko przez palmy ale przede wszystkim przez morze, i która zagościła na liście naszych ulubionych miejsc w Hiszpanii :)