Nazarenos wolnostojący na tle kosza na śmieci |
Nazarenos młodszy |
No ale, jak i do tej pory, nie obyło się bez mrożących krew w żyłach początków. Oprócz pokonania czarnych, deszczowych chmursk rozprzestrzeniających się w niebezpiecznym bardzo tempie (które zamieniłyśmy zwinnie w błękitne obłoczki), odnalazłyśmy również najkrótszą, możliwą drogę na dworzec autobusowy. Czyli dało się polepszyć proces błyskawicznego dotarcia na dworzec aż o 50%.
Wracając do głównego punktu wycieczki, czyli procesji, ku naszemu zdziwieniu składała się ona niemal wyłącznie z dwóch orkiestr, na początku i na końcu pochodu, kilkudziesięciu Nazarenos, dziwnie wyglądających pań dzierżących różaniec w ręku oraz (co strategiczne z punktu widzenia dzieci) innych dzieciaków przebranych w czerwone ubranka, które rozdawały cukierki. Ostało się nawet i nam :]
W odróżnieniu do polskich zwyczajów, hiszpański lud wiernych preferuje bierną aktywność w procesji - stojąc z boku i się przyglądając.
Groźnie wyglądające panie w czerni dzierżące różaniec w ręku |
Podczas procesji nie obyło się bez cukierów dla najmłodszych |
Spragnione turystycznych wrażeń, nie czekające na koniec wolno pełzającej procesji pozwoliłyśmy na odrobinę szaleństwa w postaci wycieczki na Castillo de Santa Barbara, czyli po naszemu zamek Św. Baśki, a następnie na zagrzanie ciałek na plaży. Jeśli chodzi o to ostatnie to postanowiłyśmy tam wrócić z pełnym plażowym ekwipunkiem :D Relacja w najbliższym półroczu :P
Olga&Big Kaktus - nie mylić z Big Brother |
Po drodze na zamek Annę urzekły "hand-painted" kontenery na śmieci, słitaśne, nie :>
A dziewczyny natomiast gorliwie szukały Santy Clausa, który wg tabliczki załączonej na poniższym obrazku, miał się gdzieś tam znajdować.
I tutaj radość na myśl o prezentach Św. Mikołaja ;) |
Kaktusiki maxi XXL + dziewczynki |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz